.:: Witamy na stronie poświęconej rocznicy 60-lecia LO w Łapach  ::.

 


trudne początki
widziane w obiektywie
kalendarium szkoły


nauczyciele w 60-leciu
dyrektorzy w 60-leciu


olimpiady i konkursy
stypendyści
rankingi


chór
orkiestra


osiągnięcia sportowe
lekkoatletyka
koszykówka


historia muzeum
zbiory


jubileusz 60-lecia
galeria zjazdu

60 lat w obiektywie


nauczyciele
absolwenci


o autorach
materiały źródłowe

 

=> INDEX   



 

zobacz księgę
dopisz do księgi


miasto i liceum
historia olimpiad 
szkolne muzeum
historia ZNTK

 

Konkurs
Moja Szkoła
w Internecie








 


POCZĄTKI SZKOŁY

Liceum Ogólnokształcące jest najstarszą placówką oświatową szkolnictwa ponadpodstawowego w Łapach. Swoją działalność rozpoczęło 1 października 1944 roku jako Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące.  Pierwszym dyrektorem szkoły był mgr Adam Filonik.
Placówkę zlokalizowano przy ulicy Głównej 44 w budynku dawnej Kasy Stefczyka (obecnie budynek Poradni Psychologicznej). Młodzież uczyła się tam do 1966 roku, kiedy to szkoła otrzymała nowy budynek przy ulicy Boh. Westerplatte 10, w którym mieści się do dzisiaj. Rok wcześniej oddano do użytku budynek internatu. Do 2005 roku mury szkoły opuściło około 6000 absolwentów.

O początkach szkoły, o trudnościach dotyczących jej funkcjonowania, o tamtych czasach niech opowiedzą Ci, którzy je przeżyli i zapamiętali.
Oto relacja Pana mgr Adama Kuleszy zamieszkałego w Kazimierzy Wielkiej.

Wspomnienie z powojennej nauki w Łapach

W końcu września, kiedy jeszcze było słychać huki armat pod Wizną, front zatrzymał się nad Wisłą, w wyzwolonych większych miejscowościach już rozpoczęto naukę. W Łapach kierownictwo Szkoły Powszechnej objął mój ojciec; Stanisław Kulesza, a dyrektorem Gimnazjum i Liceum został (ukrywający się w pobliskich wsiach w czasie okupacji) mgr filozofii Adam Filonik. We wrześniu "wyszukano kadrę pedagogiczną do Gimnazjum. Był tylko jeden nauczyciel z pełnym wyższym wykształceniem. Adam Filonik oraz księża Rakowski i Lewczyk. Resztę grona pedagogicznego stanowili nauczyciele po niepełnych przedwojennych studiach i wyższych kursach nauczycielskich. Lecz to nie było tak istotne. Dobrze, że znaleźli się ludzie pełni dobrych chęci i zapału do nauczania spragnionej wiedzy młodzieży" w większości w wieku pełnoletnim. Zarówno grono profesorskie, jak i uczniowie przeszli tę samą gehennę okupacyjną. Wszyscy byli biedni, o czym świadczył ubiór. Na przykład pan Filonik pokazał się nam w przydługiej samodziałowej marynarce, zniszczonych spodniach i w jednym bucie innym, drugim innym. Dopiero ksiądz wikary Lewczyk "postarał się" o jednakową parę butów dla przyszłego dyrektora.


Akt oddania budynku
 

Pierwsze lata liceum

Zostałem przyjęty do III klasy gimnazjalnej. Budynek był prawie pusty, nieprzystosowany do nauki. Trzeba było przynosić stoliki, krzesła, taborety z własnych domów. Tablice zrobili kolejarze. Nauczyciele w pierwszych miesiącach nie pobierali żadnego wynagrodzenia. Brak było opału. Często izby lekcyjne ogrzewane były torfem. Kolejno pełniliśmy funkcje woźnego; sami sprzątaliśmy klasy, a dużym ręcznym dzwonkiem dawaliśmy sygnał do lekcji i na przerwy. Wielu, przerośniętych wiekiem uczniów, paliło "skręty", lecz nigdy tego nie robiono w klasach, ani na małym korytarzu. Mimo trudności lokalowych panował powszechny ład i porządek.

Brak podręczników i lektur zmuszał nas do skrzętnego notowania tego, co dyktowali profesorowie. Pisaliśmy w byle jakich zeszytach, często o lichym papierze. Przynosiliśmy ze sobą kałamarze i obsadki ze stalówkami "starymi śledziami" i "krzyżówkami". Nieliczne podręczniki i lektury wymienialiśmy między sobą. Ja byłem w tej "komfortowej" sytuacji, że miałem "Historię literatury" Ignacego Chrzanowskiego i niezniszczoną domową biblioteczkę z utworami naszych poetów romantycznych i pisarzy pozytywistycznych. Codziennie wspólnie, w małych zespołach "odrabialiśmy" lekcje przepytując się nawzajem. Profesorowie nie straszyli "dwójkami", bowiem nie dawaliśmy ku temu powodów. Nie pamiętam, aby ktokolwiek wagarował lub "repetował" klasę.

Zarządzenie ministerstwa oświaty w sprawie otwarcia Gimnazjum i Liceum Ogólnokszałcącego z dnia 27 sierpnia 1945r.


W roku szkolnym 1944/45 chodziliśmy często głodni, byle jak, lecz czysto ubrani. Ja przez jesień i zimę chodziłem w przenicowanej burce po moim dziadku, a buty miałem ciężkie,  podkute gwoździami. Nie mając skarpet stopy zawijałem w onuce. Moją teczką przez trzy lata była rosyjska wojskowa raportówka. Ojciec też miał przenicowane ubranie z okresu przedwojennego. Pieniądz był mało wartościowy. Jak w czasie okupacji istniał handel wymienny. No cóż, trwała przecież wojna. W listopadzie 1944r. dowiedzieliśmy się o upadku Powstania Warszawskiego.

W czerwcu 1945r. odbyła się pierwsza matura w Liceum i ?mała matura? ? czyli ukończenie Gimnazjum. Ja otrzymałem promocję do klasy IV. Wakacje były jednak zajęte czytaniem książek i uzupełnianiem braków z przedmiotów ścisłych.
Rok szkolny 1945/46 powitaliśmy z radością. Parę koleżanek i kilku kolegów po ukończeniu Gimnazjum ubyło ? wyjechali do tworzących się liceów zawodowych lub rozpoczęli pracę w różnych zawodach. „Starzy” wyjechali studiować.

W Gimnazjum języka łacińskiego w roku szkolnym 1944/45 uczył ksiądz Lewczyk, a od roku 1945/46 prof. Klimaszewski. Przejściowo uczyli panowie Żur i Tatarczuk. Religii niezmiennie uczył ksiądz prefekt Czesław Rakowski, języka polskiego i historii; prof. Grzegorz Onacik, języka niemieckiego; prof. Wanda Edkun, geografii i rysunku; prof. Wacław Michalak, matematyki; prof. Stefan Tkaczuk, fizyki i chemii; prof. Bolesław Roman, biologii; dr medycyny pan Hryniewiecki, wiedzy o Polsce i świecie współczesnym oraz propedeutyki filozofii; zawsze pogodny, przyjacielski; dyrektor mgr Adam Filonik.

Zatrudnienie dyrektora Adama Filonika

Wszyscy uczący nas byli mili, zawsze wyrozumiali, służyli jak mogli swoją pomocą w przygotowywaniu się do zadań klasowych, pisaniu referatów; przygotowywali nas do samodzielnego myślenia. Profesorowie nie mieli przezwisk; odnosiliśmy się do nich z całym szacunkiem. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek oszukiwał swoich profesorów. Nie robiliśmy "ściąg"; jak to dzisiaj bywa; bo byśmy oszukiwali samych siebie. Uczyliśmy się wzorów, definicji, dat; na pamięć. Nie było żadnych pracowni przedmiotowych i pomocy naukowych. Cyrkiel, kątomierz, ekierka, linijka, kreda, tablica; to były nasze pomoce. Nie było takiego przedmiotu jak wychowanie fizyczne (określane wówczas na świadectwach jako "ćwiczenia cielesne").

Wiosna 1948 roku była bardzo pracowita. Zdawałem maturę z języka polskiego, matematyki, biologii, nauki o Polsce i świecie współczesnym.
W dniu 10 czerwca otrzymałem upragnione "wypracowane" Świadectwo Dojrzałości LO nr 3/48 w/g programu wydziału przyrodniczego.

Zamknął się kolejny etap życia. Po rozdaniu świadectw w Domu Związkowym przy ul. Kolejowej odbył się, zorganizowany przez nas i rodziców, "bal maturalny". Było to parogodzinne ostatnie, wspólne spotkanie ze skromnym przyjęciem (bez alkoholu). Było wiele wspomnień, wzruszeń, dużo kwiatów dla profesorów, serdeczne, szczere podziękowania Dyrektorowi i Gronu Pedagogicznemu. Śpiewaliśmy wspólnie wiele pieśni, a na pożegnanie "Upływa szybko życie".

Źródła: Kroniki szkolne z lat 1946-1960
Opracował Wiktor Falkowski